Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
502
BLOG

Głosy umarłych

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Naprzód ukazała się pierwsza straszna wróżba na niebie na kształt ognistych kłosów kukurydzy, na kształt zawieszonych chust ognia, na kształt rozpostartej zorzy porannej.

W roku pierwszej trzciny zawodowy morderca Hernan Cortes na czele podobnych sobie bandytów ląduje u wybrzeży Meksyku, zwabiony pogłoskami o bogactwie istniejącego tam nieznanego jeszcze państwa Indian. Dzięki sprzyjającym okolicznościom w ciągu dwóch lat dokonuje podboju imperium Azteków.

Zadziwiające są podobieństwa cywilizacji Nowego Świata do cywilizacji Starego - mimo, że rozwój odbywał się niezależnie, bez wzajemnych kontaktów i wiedzy o wzajemnym istnieniu - instytucje, osiągnięcia techniczne, rozwój rolnictwa, udomowienie zwierząt, budowa piramid wykazują zaskakujące zgodności. Przypomnijmy, że wędrówkę na nowy kontynent podjęli mało cywilizacyjnie zaawansowani koczownicy - myśliwi i zbieracze gdzieś z Syberii, na wiele tysięcy lat nim w rejonie Żyznego Półksiężyca pojawiło się rolnictwo i powstały miasta.

W jaki więc spossób mieszkańcy Nowego Świata wpadli na podobne pomysły, do tego w mniej więcej w tym samym czasie? Co ich skłoniło do porzucenia koczownictwa i myślistwa, na rzecz stałego osadnictwa i rolnictwa? Dlaczego dokonało się to w podobnych warunkach geograficznych, między 20 a 40 równoleżnikiem szerości geograficznej północnej?

Ale ja nie o tym.

O wyprawie Cortesa, jego triumfie, kolejnym triumfie korony hiszpańskiej po ostatecznym pokonaniu Arabów na Półwyspie Iberyjskim i triumfie tego co zwykło się nazywać cywilizacją chrześcijańskąa, a co w odwróconej perspektywie było zniszczeniem jednej z najwspanialszych cywilizacji w ludzkiej historii i katastrofą demograficzną o niespotykanych aż po XX wiek rozmiarach, można przeczytać niezliczone artykuły i rozprawy, naukowe i popularne. Wszystkie pisane z pozycji zwycięzców i na podstawie ich relacji.

Mało kto wie, że - nim umarli i zabrali ze sobą wiedzę bezpowrotnie utraconą do grobów - Aztecy dali świadectwo - fragmentaryczne i nie zawsze możliwe nam do odczytania i zrozumienia.

Franciszkanin Bernardo de Sahagun przybył do Meksyku w roku 1529, 5 lat po ostatecznym opanowaniu kraju przez Hiszpanów . Nauczył się języka Azteków, nahuatl, i otoczył się młodymi współpracownikami z kulturalnej elity kraju.

Wkrótce po przybyciu rozpoczął z pomocą swych tubylczych sekretarzy zbierać szczątki tego, co udało się ocalić z kultury azteckiej. Młodzi Aztecy, pod jego kierownictwem, rozmawiali z i zapisywali wspomnienia ocalałych, ich opowieści, opisy rytuałów religijnych i historii Meksyku.

Zapiski prowadzone były w nahuatl, następnie przeredagowane w księgę znaną jako Codex florentinus. Ambicją Sahaguna było jak najwierniejsze oddanie świadectw. Poznanie obyczajów i religii Azteków miało ułatwić prowadzenie wśród nich akcji misyjnej.

Szczególne miejsce zajmuje rozdział XII Codexu, ostatni. Wydaje się być w całości relacją naocznego świadka podboju Tenochtitlan przez Cortesa i jego "psów wojny". Kim był świadek nie wiadomo. Ukrywa swoją tożsamość za wydarzeniami, nigdy nie przemawia we własnej osobie.

Ale fakt, że widomo znajdował się w centrum wydarzeń, przynajmniej z początku podboju, wskazuje, że był osobą z najbliższego otoczenia Motecuhzomy. Możliwe, że posiadł umiejętność pisania alfabetem łacińskim - zapewne z pomocą Sahaguna - i spisał wspomnienia własnoręcznie, korzystając z notatek zapisanym azteckim pismem piktograficznym.

Wiadomo, że autor był szkolony w klasycznej literaturze azteckiej, z jej rytmiczną prozą. Stosuje liczne powtórzenia dla wzmocnienia efektu. Trudno uwierzyć, że ktoś nie obznajomiony z tradycją potrafiłby uzyskać stylistyczne mistrzostwo tekstu (oficjalny tytuł władcy Azteków to tlatoani - mówca - co wskazuje na znaczenie, jakie przyznawali oni sile słowa).

Oryginał zapisków nie zachował się - znamy jedynie wersję z Codex florentinus. Widać rękę redaktora (prawdopodobnie Sahaguna) - fragmenty niepochlebne dla hiszpańskich zdobywców zostały wykreślone, pozostawiając widoczne białe palmy. Na szczęście skreśleń jest niewiele i nie zniekształcają zbytnio poetyckiego rytmu tekstu i treści.

W kronice zdobywcy jawią się jako banda zawodowych morderców, barbarzyńców na wpół oszalałych od żądzy złota. Nie byli, jak się wydawało Aztekom na początku, świtą boga Quetzalcoatla (PtakoWęża).

Redaktor przerywa kronikę w pół zdania, jej ostatnie słow brzmi "złoto". To co nastąpiło później było zbyt straszne i wstydliwe, by mogło być ujawnione - tortury, którym poddano ostatniego władcę Meksyku Cuauhtemoca, okrucieństwa i oszustwa, cierpienia ludności.

Złoto...

 

Uprawa kukurydzy z Codex florentinus

Aztek Anonim: Zdobycie Meksyku, Wrocław 1959, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich

 

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura