Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
1704
BLOG

Krótko o decyzjach biskupów

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 65

Mnożą się we wpisach i komentarzach wytrawnych publicystów niezależnych Salonu 24 fantastyczne teorie o przyczynach rezygnacji kilku polskich biskupów z udziału w Komitecie Honorowym i w samym ewencie, zatytułowanym nieco ironicznie "Marsz w Obronie Demokracji i Wolności Mediów"

Jak na S24 przystało większość publicystów snuje przeróżne teorie spiskowe o tym jak to znienawidzona władza III RP zagroziła biskupom przerażającymi konsekwencjami. Inni z kolei widzą zwidy zakulisowych nacisków na Stolicę Piotrową i na samego papieża. I niby kto miał te naciski wywierać? Premier Ewa Kopacz, która w innych okolicznościach, według wytrawnych publicystów nawet sznurowadeł nie potrafi sobie zawiązać? I niby dlaczego jedyny prawowity premier Jarosław Kaczyński nie wywarł nacisków jeszcze potężniejszych (moc jest z nim)? Nie mówiąc już o tym, że doświadczenia ostatnich kilku lat dowodnie pokazują, że jakiś polski premier to może polskim biskupom naskoczyć. Jeśli bowiem przyjąć na chwilę założenia teorii spiskowych o istnieniu tajnej, ciemnej siły, która porusza pionkami na polskiej szachownicy politycznej, to jedyną taką realną siłą jest właśnie zjednoczony wokół swoich interesów episkopat, i jak wiemy z przebłysków jawności, gdy na chwilę rozsuwają się zasłony tajemnicy, episkopat nie waha się użyć swojej nadwładzy. Jedynie episkopat ma bowiem na swoje usługi wystarczającą armię zdyscyplinowanych szabel, które mogą w sposób decydujący przechylić na właściwą stronę wynik wyborczy. W stanie względnego ekwilibrium, jakie panuje w Polsce te kilka stabilnych procent może dać zwycięstwo jednej lub drugiej partii. Tak więc rząd może sobie ale skoczyć Kościołowi, nie mówią już o tym, że Watykanowi też może skoczyć, a spekulacje  na temat nacisków są przejawem aberacji, bo jeśli naciski, to odbywają się one, co jest publiczną tajemnicą, w drugą stronę.

Biskupi, opowiadając się tak wyraźnie i bez zastrzeżeń po stronie jednej z partii popełnili, z punktu widzenia interesów Kościoła poważny błąd. Już nie mówiąc o tym, że zaprzęgli się w rydwanie wodza tej jednej opcji politycznej. Biskupi nigdy, ale to przenigdy nie powinni się zgadzać na rolę mułów pociągowych którejś z partii, zawsze, przezawsze muszą pilnować, by nie  schodzić z piedestału, by nigdy nikomu nie podlegać. Bo postępując w ten sposób tracą szacunek jednych i narażają się na ataki drugich. Pokazali swoją słabość raz, więc da się ich przymusić do uległości po raz kolejny.

Ani rzecz w tym, że marsz ma w nazwie słowa "demokracja" i "wolność słowa". Od kiedy to polski Kościół był przyjacielem i protektorem demokracji i wolności słowa? Oba te pojęcia są Kościołowi wstrętne i nie raz dawał on dowody swojej opinii, skutecznie zwalczając i jedno i drugie, więc udział w MwODiWS byłby przyczynkiem do studiów nad hipokryzją bardziej, niż realną pomocą dla tych dwóch rzekomo zagrożonych fundamentalnych wartości. W katalogu wartości Kościoła nie ma mowy ani o demokracji ani o wolności słowa.

Zadziałała moralność lub liczenie procentów.

Niemoralne byłoby dalsze przyczynianie się do poszerzania podziału społeczeństwa. Mam nadzieję, że S24 jest przypadkiem ekstremalnym, ale obelgi ciskane przez zwolenników jednej z opcji w kierunku opcji pozostałych są odstręczjące. Gołosłowne oskarżenia o największe przewiny - zdradę, zaprzaństwo - znaleźć można w co drugim wpisie "analizującym" sytuację polityczną w Polsce, obficie kraszonym wulgaryzmami i przekleństwami. No, kochani, nie zmuszajcie mnie do podawania cytatów, bo się tymi wpisami i komentarzami po prostu brzydzę, a kolporterów nienawiści usuwam z mojego bloga. Więc być może kogoś w polskim Kościele naszła refleksja, że tak się nie godzi, że rolą Kościoła powinno być raczej dążenie do scalenia i wygładzania grzechów popełnianych przez obie strony w tej wielkiej kłótni narodowej? No, ale nie naszła, w oświadczeniach o rezygnacji nie ma o tym ani słowa, wręcz przeciwnie, uznano za stosowne podkreślić, że hierarchowie ugięli się pod naciskiem zwierzchności, nie mają sobie nic do zarzucenia - jak zwykle - i butnie - jak zwykle - trwają w swoim przekonaniu.

Trzeba było widać arytmetycznych kalkulacji w Watykanie, by polskim biskupom wytłumaczyć, że stając tak wyraźnie po stronie 30% elektoratu jednej partii zrażają do siebie 70% reszty społeczeństwa, że firmując niczym nie poparte i w tak oczywisty sposób fałszywe oskarżenia o sfałszowanie wyborów odstręczają od siebie tych, którzy w pełni świadomie dokonali innego wyboru, niż na tę właśnie partię i na innych, niż jej kandydatów. Że uczestniczą w marszu, w którym pod adresem 70% Polaków ciskane będą słowa "hańba" i gorsze jeszcze. A jeśliby doszło do tego, że zrażone stronniczością hierarchów te 70% odwinęloby się i odwróciło plecami do hierarchów, to szoda dla Kościoła byłaby niepowetowana.

To co nakazał zrobić nuncjusz nazywa się w języku politologii damage control, sformułowanie oznacza, że jeśli polityk popełni karygodne głupstwo, to powinien postarać się ograniczyć jego negatywne skutki. W różnych politycznych kulturach przyjęte jest na przykład, że polityk publicznie przeprasza za niefortunne słowa lub nieprzemyślany postępek. No, ale ktoś gdzieś kiedyś widział polskich biskupów przepraszających za cokolwiek? Prędzej wyprą się Jezusa niż przeproszą. Chyba jednak nie są w pełni przekonani do słuszności nakazu ze Stolicy Piotrowej.

 

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo