Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
1733
BLOG

Jeszcze kilka słów o dziennikarstwie etycznym

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Społeczeństwo Obserwuj notkę 76

No bo nikt nie ma chyba wątpliwości, że tzw prawicowi dziennikarze i prawicowa prasa, podobnie jak prawicowi politycy i prawicowi blogerzy kierują się w swoim postępowaniu "chrześcijańskimi wartościami" albo "surowymi normami etycznymi". W przeciwieństwie do reprezentantów "cywilizacji śmierci", którzy za nic mają każdą świętość.

Że istnieje pewien rodzaj prasy bulwarowej, która publikuje co smakowitsze kąski wedle zasady, że najlepiej się sprzedaje morderstwo, krew i kurestwo, o tym wiemy, wiedzą też niektórzy, że najczęściej są to ustawki starannie wyreżyserowane za zgodą i z współuczestnictwem bohaterów, jak to było w przypadku byłego chyba już europosła Migalskiego uchwyconego w sklepie z bielizną damską, kupującego czerwony stanik czy majtki. Czyli zabawy zgoła niewinne, nikomu szkody rzeczywistej nieprzynoszące i w gruncie rzeczy bardziej podszczypujące fantazję czytelników niż odsłaniające i karmiące ich żądzę poznania.

No, ale jest to prasa bulwarowa. Poważna prasa opiniotwórcza, zwłaszcza ta kierująca się najwyższymi standardami etycznymi, prywatnym życiem osób publicznych się nie zajmuje, chyba że dopuścili się, powiedzmy przestępstwa na tle obyczajowym grubszego kalibru. Przestępstwa, powiadam, ale wtedy mamy do czynienia z posłem Sz., który kosztami swoich schadzek zapragnął obciążyć Sejm. Zauważyliście? Poseł Szeliga zamienił się dyskretnie w posła Sz., inicjały mają chronić jego prywatność. Do rzeczy będzie dodać, że poseł Sz. miał usta wypchane wiarą katolicką, świętością rodziny, wysokimi standardami moralnymi i czym tam jeszcze co hipokryci jego pokroju wypisują sobie na sztandarach i z czego tkają program polityczny. No, ja com z cywilizacji śmierci i przy wspólnym stole z biskupami nie zasiadm, ani sobie z zasad moralnych nie szyję sztandarów mam na postępowanie posła Sz. kilka dosadnych określeń, którymi z ostrożności się z wami nie podzielę. Podobnie myślę z o pośle Górskim, który z trybuny sejmowej uczynił sobie platformę do głoszenia swojego prywatnego, zapyziałego, rasizmu.

Teraz dowiaduję się, że posłanka  "Grodzka swoją płeć uczynił/a głównym programem politycznym".  Pisze tak w komentarzu kol. Recma. Ponieważ ja polskiej sceny politycznej z przyczyn zrozumiałych nie śledzę tak bacznie jak kol. Recma to chciałbym, by tę śmiałą tezę udowodnił, podał kilka cytatów, które by ją podparły, kilka sformułowań z jej programu politycznego. A jeśli nie potrafi tego zrobić to żeby przyznał się do błędu. Jak myślicie, czy kol. Recma potrafi się na to zdobyć?

No ale pal sześć, to tylko bloger i można mu wybaczyć, nazwijmy to tak, pewną nieuzasadnioną pochopność sformułowań, nie mającą pokrycia w faktach, co?

Tymczasem okazuje się, że:

Publikacji tygodnika "wSieci" bronili Jacek Sasin i Zbigniew Ziobro ze zjednoczonej prawicy. Zdaniem posła PiS to, z kim mieszka Grodzka, jest kwestią jej wiarygodności. - Jeśli jest kandydat, który czyni program polityczny ze swojej seksualności, płci, to jest naturalne, że dziennikarze to prześwietlają - przekonywał Sasin. - Przyznam, że mnie pan zaskakuje - odparła Olejnik. - Mnie zaskakuje, że są politycy, którzy ze sfery prywatnej robią swój manifest polityczny. Nie powinni się dziwić, że media się tym zajmują - odparł poseł.

Ziobro również argumentował, że Grodzka ze swojej seksualności "uczyni flagowe przesłanie funkcjonowania w polityce". - Kto i z czym kojarzy panią Grodzką? Właśnie z tym, ze sferą, która wiąże się z jej życiem prywatnym - argumentował prezes Solidarnej Polski. A czy okładka tygodnika, na której Grodzka w męskiej koszulce goli brodę, jest dla Ziobry w porządku? - To jest kwestia estetyczna - stwierdził polityk.

Nałęcz przypomniał Ziobrze, że zwalczająca go prasa publikowała w przeszłości zdjęcia i teksty na temat jego narzeczonej. - To było obrzydliwe, zupełnie niezwiązane z polityką. Wtedy uważałem, że to obrzydlistwo, i dziś też tak uważam - stwierdził doradca prezydenta
.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17342780,_wSieci__przeswietla_Grodzka__Olejnik___Ich_pytania.html

I teraz sprawy zaczynają robić się poważniejsze. Bo to już nie jest jakiś nieszczęsny bloger, któremu wypsnęło się niezręczne sformułowanie, tylko dwóch wytrawnych polityków, pełniących w przeszłości wysokie funkcje publiczne i państwowe, którzy gołosłownie zarzucają Annie Grodzkiej, że ze swojej seksualności uczyniła flagowe przesłanie funkcjonowania w polityce, czy też uczyniła  program polityczny ze swojej seksualności. Ja mam jednak inne wrażenie, mianowicie takie, że sama obecność Anny Grodzkiej czyni z niej papierek lakmusowy ujawniający kołtuna - niezależnie posła, blogera czy dziennikarza. Otóż w obecności Anny Grodzkiej, taki osobnik zabarwia się na różowo i zaczyna z siebie wydalać niezborne sformułowania, które da się przełożyć na zrozumiały język w ten mniej więcej sposób:

To jest wina każdego odmieńca, że pozwalamy sobie na wytykanie go palcami, obgadywanie i odsłanianie spraw najbardziej intymnych i prywatnych. Wina zaś leży po jego stronie, bo nie jest taki, jak my i daje nam to wszelkie prawa by naruszać jego ludzką godność.

Wczoraj zadałem kilkanaście publicznych pytań autorowi tekstu o Annie Grodzkiej. Przesłałem je również do redakcji opiniotwórczego tygodnika polskiej prawicy w Sieci. Nie spodziewam się odpowiedzi, ale chciałbym je zadać, posługując się jego własnymi argumentami również Zbigniewowi Ziobrze. Bo przecież przyznacie, że obnosząc się publicznie ze swoim związkiem z xxx ze swojej(hetero)seksualności uczynił flagowe przesłanie funkcjonowania w polityce.

Że co, że coś się nie zgadza, że ZZ nie eksponował swojej seksualności? Ależ oczywiście, że to zrobił, w sposób nieporównanie bardziej transparentny i publiczny, niż kiedykolwiek Anna Grodzka. Najpierw związek o charakterze (hetero)seksualnym z xxx, potem informacją o narodzinach wspólnego dziecka wbił do głów opinii publicznej przesłanie - jestem heteroseksualnym mężczyzną, odbywającym stosunki płciowe z moją partnerką, czego owocem jest nasze dziecko. Jedynie najbardziej intymne szczegóły pożycia pozostawiono domyślności publiczności. Niech ktoś znajdzie podobne przesłanie w działalności Anny Grodzkiej. Nie da się?

Ano nie da się, bo to tylko wasza fantazja tworzy imaginacje i byty urojone.

Jeśli ktokolwiek zasługuje na prześwietlenie w tej brudnej historii, to są to w kolejności dziennikarz Andrzej Potocki, jego mocodawcy (któryś z braci Karnowskich?), Jacek Sasin i Zbigniew Ziobro. I im podobni. Kwestionariusz z pytaniami znajdziecie w moim poprzednim wpisie:

http://tekstykanoniczne.salon24.pl/629184,kilka-pytan-do-dziennikarza-wsieci-andrzeja-potockiego

Chciałbym przeprosić xxx za użycie jej osoby we wpisie, w kontekście dla niej nieprzyjemnym, w okolicznościach, w których znalazła się nie ze swojej woli.
 

No a teraz zupełnie coś innego, lata 50-te, żadnego seksu. Nie no, z tym brakiem seksu to oczywista bujda, o czym bowiem traktują piosenki z lat 50-tych jak nie o seksie? "Z pocałunkiem ust nieznanych"? - no dajcie spokój, toż to afirmacja przypadkowych kontaktów seksualnych.

 PS. Stalinogród to starożytna nazwa Katowic w latach 1953-1956.

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo