Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
951
BLOG

38 lat po "Kościół, lewica, dialog" Michnika

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

W mijającym tygodniu zmusiłem się wreszcie do uporządkowania biblioteki. Nie mogłem już dłużej patrzeć na schludnie co prawda ustawione stosiki książek to tu to tam, w oczekiwaniu na wenę, która podpowie mi, jak zgodnie z zasadami feng szui i wedle kolorowych pism na kredowym papierze upchnąć jeszcze te kilkaset tomów bez przydziału. Sytuacja stanęła na ostrzu noża - albo odzyskam metry kwadratowe podłogi, albo zginę przywalony tonami zadrukowanego papieru.

Do kitu z poradnikami jak urządzić estetycznie mieszkanie, podjąłem decyzje stanowcze i rozwiązania brutalne. Skręciłem ikeowski regał Ivar, wyciągnąłem i polakierowałem inny z mebli przeznaczonych do śmietnika i upchnąłem co się dało i gdzie się dało.

Swego czasu ufundowałem na twitterze stypendium dla dwóch młodych, wyróżniających się publicystów, w postaci 200 litrów publikacji oficyn emigracyjnych - głównie paryskiej "Kultury" zbieranych przeze mnie pracowicie przez pierwsze lata pobytu w Szwecji. Miałem do tych książek stosunek mocno sentymentalny, jednym z powodów mojej emigracji było pragnienie swobodnego czytania co mi się podoba i wyzwolenia się z objęć prlowskiej cenzury.  Po długich korowodach i ceregielach żaden ze stypendystów nie potrafił ustalić terminu i stawić się po odbiór, więc cztery pojemne kartony oddałem w dobre ręce znajomego historyka. Zostawiłem sobie tylko "Michnika, Kuronia, Koestlera". przyznaję - dla szpanu, bo po tylu latach zawartość ich publicystyki mocno zwietrzała, może poza Koestlerem, którego zresztą dzisiaj, dla nowego pokolenia, też nie da się już czytać bez obfitych przypisów do każdego niemal akapitu. Kiedy czytam co młodzi wypisują na temat prlowskiej przeszłości, to zazdroszczę im niewiedzy. Tej niewiedzy, która pozwała odrzucać dziś kompromisy z przeszłości, bo przecież  oni by w ygrali z komunizmem w pojedynkę i gołymi rękoma. Nie chcę rzucać nazwiskami tych szczęśliwych, bo wychowanych w czasach wolności ignorantów, ani nie zamierzam zabierać się za tłumaczenie gdzie się w swoich naiwnych wyobrażeniach na temat machiny totalitarystycznej mylą - a mylą się wszędzie. Ta wiedza do niczego nikomu w czasach wolności nie jest już potrzebna, a niewiedza znakomicie przydaje sie do wydawania kategorycznych sądów na temat przeszłości. Tylko jedna uwaga - nie, żaden z was nie byłby bohaterem w owych latach, za miękcy jesteście, co by wam się nie roiło w główkach. Więcej, tylko nieliczni z was zachowaliby się godnie, brak wam formatu i postawy.

Próbowałem nawet zajrzeć do wzmiankowanej w tytule debiutanckiej pozycji publicystycznej Michnika. Przekartkowałem, próbowałem przeczytać jeden i drugi akapit. I odstawiłem na półkę - niech szpanuje. A swego czasu był to hit wydawniczy, dyskutowany gorączkowo na emigracji i w kraju, sczytywany z przemycanych egzemplarzy i z nędznych odbitek powielaczowych. W naszpikowanej cytatami i odniesieniami do rzeczywistości PRL Michnik przemyca tam ideę "frontu ludowego" czyli współpracy tego, co wówczas zwało się "lewicą laicką" z Kościołem Katolickim, a przynajmniej "paktu o nieagresji".

No więc na emigracji kotłowało się, a w kraju? Nie wiem, nie było mnie wtedy w Polsce. Z tego, co przedostawało sie na Zachód wynika dość jednoznacznie, że główny adresat oferty Michnika nawet nie raczył odpowiedzieć. KK widać uznał, że cała ta opozycja nie ma najmniejszego znaczenia ani wpływów, ówczesny sekretarz KEP, ks. Alojzy Orszulik, personalnie nie znosił rozegzaltowanych gówniarzy, prymas Wyszyński dawał do zrozumienia, że on na żadne układy z potomkami puławian i zdeklarowanymi ateistami nie pójdzie. Wtedy jeszcze dla KK liczyły sie względy światopoglądowe i nie miało dla niego znaczenia, czy ateiści są z PZPR, czy z KOR. Ci drudzy zresztą byli gorsi, niż partyjni potomkowie chłopów, po kryjomu chrzczący dzieci (czy rzeczywiście chrzcili tego nikt nie wie, to taka rural legend, podobna do tych o zatwardziałych ateistach, wzywających księdza z ostatnimi namaszczeniami).

Bezpośrednich skutków i nawiązania współpracy między opozycją korowską  a KK nie było, przystępu do proga bronił rzeczony już Alojzy Orszulik. Niebezpośrednim jednak skutkiem było, paradoksalnie, zawieszenie broni i kiełkująca współpraca między władzami PRLu a Kościołem. Władza uznała, że w tej sytuacji warto mieć Kościół po swojej stronie i uczyniła na jego rzecz wiele istotnych koncesji. Władze miały do zaoferowania więcej niż ścigana opozycja, choćby zezwolenia na budowę świątyń czy uregulowanie stanu prawnego i przede wszystkim stanu posiadania ościoła na Ziemiach Zachodnich. Wreszcie sam fakt prowadzenia rozmów miał istotne znaczenie dla odzyskującego wpływ polityczny Kościoła. Inaczej - Kościół uznał, że opozycja w najlepszym razie obiecuje gruszki na wierzbie, w najgorszym chce się podlansować kościelnym autorytetem. Jeśli KK miał byc traktowany instrumentalnie, to wolał paktować z władzą realną niż z władzą, jak to sie wówczas wydawało, urojoną. Opozycja mogła jedynie liczyć na pewne wsparcie i ochronę przez niektórych proboszczów, przy dezaprobacie dużej części episkopatu. Znakiem wyraźnym były wspólne zdjęcia Jaruzelskiego z Janem Pawłem II. Michnik też zresztą dostąpił tego zaszczytu - w pamiętnym roku 1989, kiedy było już po wszystkim. Wydaje się zresztą, że Jan Paweł II był przychylniej niż prymas Wyszyński nastawiony do tej części opozycji, którą reprezentował Michnik.

Rok 1989 był szczytowym osiągnięciem  tzw opozycji demokratycznej, 13 lat nieustającej pracy organizacyjnej, wydawniczej, uświadamiającej, wspomagającej przyniosło triumf i realizację planu odsunięcia komunistów od władzy. Garstka zapaleńców ożywiona ideą demokracji pociągnęła za soba całe społeczeństwo. Ale rok 1989 był też początkiem końca tej formacji ideowej. Jeszcze przez jakiś czas jej przedstawieciele uczestniczyli w rządach, ale wkrótce zostali zastąpieni przez technokratów i zawodowców "na miarę naszych możliwości", jeszcze przez jakiś czas publicystyka Michnika budziła ostre kontrowersje. Ale głębokie zakotwiczenie w przebrzmiałych sporach lat 70-tych i podskórne społeczne ruchy tektoniczne, wreszcie zwyczajne zagubienie i nieprzystosowanie do nowej rzeczywistości (krach projektu Unia Wolności) odsunęły tę formację na margines. Nie bez wpływu były też naturalne procesy starzenia się i umierania jej głównych postaci i brak następców. Nie ma "młodego Michnika", brak kontynuacji personalnej i brak kontynuacji ideowej.

Kościół po 1989 poszedł zupełnie inną drogą. Coraz bardziej zyskiwał na znaczeniu, pewny siłą wielomilionowej rzeszy wiernych. Pokazuje coraz częściej bardzo nieprzyjemne oblicze - pychę, butę, mściwość wreszcie. Pokazuje, że akceptuje i przestrzega podpisanych przez siebie umów - konkordatu - tylko w takim zakresie, w jakim jest zmuszony. A ponieważ władze państwowe skapitulowały przed Kościołem, to Kościół czuje się zwolniony z przestrzegania zasady wzajemnej autonomii Kościół - państwo i coraz śmielej i bez oporów podejmuje tematy polityczne i wpływa na realizację celów politycznych, czego mieliśmy dowody w ostatnim roku. 

Nie odczuwa też najmniejszego zażenowania nagradzając poparciem jedną z partii politycznych i organizując dla jej przywódcy mityngi polityczne na Jasnej Górze. Nie zapomina też o afrontach i nieposłuszeństwie, jakich doznał od odchodzącego prezydenta, wypuszczając przeciw niemu swoją szczujnię z Radia Maryja czy Naszego Dziennika.

Bardzo to przykro rokuje. Jeśli się weźmie pod uwagę wyniki badań opinii wyborczej, to mamy przed sobą rząd i prezydenta sterowanych z tylnego siedzenia przez przywódcę partii, który nałożył na siebie pokutę milczenia. Ale tylko do 26 października 2015 roku, albowiem wie doskonale i z doświadczenia, że każde jego słowo odbiera kierowanej przez niego partii kilka punktów procentowych. I mamy przed sobą rząd i prezydenta, którzy "nie będą głusi na słowa Kościoła": 

Chciałem powiedzieć, że Ci którzy już zdobyli urzędy, które upoważniają do takiego prowadzenia, prezydent elekt i ci którzy o nie zabiegają, przede wszystkim kandydatka na premiera, pani Beata Szydło, to z całą pewnością nie są ludzie głusi, nie są głusi na głos Polaków, nie są głusi wobec tego wszystkiego, czego naucza Kościół i co jest fundamentem naszej wiary i co jest fundamentem polskości – stwierdził prezes PiS.

Nikt też, poza starymi pierdołami nie pamięta już o co właściwie chodziło Michnikowi 38 lat temu. No bo kto jeszcze czyta ksiązki?

 

Zobacz galerię zdjęć:

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura