Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
678
BLOG

Resortowi i niezłomni - jak ich odróżnić?

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 86

Przypuszczam, że nie da się już napisać rzetelnej analizy socjologicznej  fenomenu udziału Polaków w PZPR. Materiał się zestarzał, uczestnicy zmienili swoje poglądy, niewielu stać na szczerość w sprawie tak wstydliwej i dającej im niepochlebne świadectwo małości charakteru.
To co robi Kania, Targalski i ten trzeci do rzetelności w opisie nawet się nie zbliża. Wybierają fakty, odzierają z kontekstu, manipulują, przykrawają i przemilczają. Rzecz pierwsza i najgłówniejsza w tych manipulacjach to przemilczanie, że PZPR była partią masową, w pewnych środowiskach nie sposób nie było być jej członkiem. Teraz, choćby wśród osób z wyższym wykształceniem, trudno znaleźć kogoś, dzieci i wnuki, bez ojca, dziadka, a nawet pradziadka czy wujka, ciotki lub nawet dalszych krewnych zaangażowanych niegdyś w PZPR. Wnuki akowców żenią się z wnuczkami partyjnych, bo doprawdy, nie za bardzo ich wiążą i obchodzą niezrozumiałe dzisiaj decyzje przodków sprzed kilkudziesięciu lat, mające miejsce w systemie politycznym, który zniknął ponad ćwierć wieku temu. Przecież doprowadzając tok myślenia do absurdu resortowcem jest Jarosław Kaczyński, poprzez ślub (śluby?) swojej bratanicy z synem partyjnego bonz i funcjonariusza SB..

Dowodem na nieszczerość zamiarów tandemu Kania-Targalski (i ten trzeci, researcher?) jest, że ich samych, stosując ichnią metodę można zakwalifikować do "resortowych dzieci". Co oczywiście nie ma sensu, bo oboje (i tego trzeciego) można oceniać tylko po ich własnych postępkach. A ta ocena musi być oparta na faktach - i dlatego musi być surowa. 

Do PZPR należało w szczytowym punkcie około 3 milionów Polaków, przy czym, wbrew nazwie, poziom "upartyjnienia" wśród robotników był stosunkowo niski, a ich udział w nomenklaturze znikomy. Jeszcze niższy był poziom upartyjnienia wśród chłopów.
Najwyższy odsetek był wśród inteligencji, bo od członkostwa w partii zależała częstokroć kariera, a przede wszystkim awanse. 
Owszem, mogłeś robić karierę naukową jeśli miałeś ku temu predyspozycje. Ale stanowiska kierownicze zarezerwowane były niemal bez wyjątku dla partyjnych.
Niektórzy traktowali członkostwo w partii jako formalność, warunek konieczny, by się mogli realizować zawodowo. Dla innych członkostwo stanowiło złoty kluczyk, szybką ścieżkę do kariery, ot choćby stanowisko prokuratora gdzieś na prowincji, w morderczej konkurencji z kolegami. Wreszcie, nawet po 68 znajdowało się komunistów ideowych, szczerze wierzących i zaangażowanych, przekonanych całym sercem do idei socjalizmu, tak jak to wkładano nam w głowy. Zjawisko było rzadkie, spotkałem dwoje takich, przy czym jeden widział przyszłość w adaptacji eurokomunizmu do warunków polskich, a druga była bardzo miłą dwudziestoletnią, nieco egzaltowaną dziewczyną.
Reszta to byli cynicy, wdrażani do służby partyjno-państwowemu molochowi w opozycji do społeczeństwa. Wchodzili w to z niezakłóconą świadomością, że zaprzedają duszę diabłu.

Wszystko to powiedziawszy powtarzam - dzieci, a tym bardziej wnuków nie wolno oceniać po czynach ich ojców i dziadów, tylko po ich własnych.

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura