Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
1321
BLOG

O kobietach palących papierosy

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Społeczeństwo Obserwuj notkę 41

Dawno temu, w latach sześćdziesiątych, byłem nastolatkiem. Wakacje spędzałem na wsi, wcale nie beztrosko, bo pomagałem w pracy na resztce gospodarstwa mojej babci. Do moich obowiązków należało kilka razy w tygodniu jeździć na targ w pobliskim mieście wojewódzkim. Woziłem więc produkty różnego rodzaju – wiejskie sery w woreczkach z pieluszkowej tetry, śmietanę w słoikach po wyrobach garmażeryjnych, jajka, których świeżość była wątpliwej jakości, bo pochodziły od kur robiących sobie gniazda gdzie bądź, najlepiej w jakimś mrocznym zakątku stodoły i przypadkowo znajdowanych. W sezonie woziłem też zbierane przez babcię o rannej rosie  truskawki. Wstawała zawsze około 3 nad ranem, by rozpocząć obrządek od dojenia krów, tak by wozak mógł zabrać dwudziestolitrowe bańki ze schłodzonym już mlekiem o szóstej rano. Sam toczyłem te bańki z podwórka do wiejskiej drogi i stawiałem je na specjalnie zbudowanym podeście, tak by można je było podnieść nie schodząc z wozu.

Autobus podmiejski czy wówczas jeszcze PKS odchodził z odległego o kilkaset metrów przystanku o wpół do siódmej, a kosze z nabiałem czy wiadra z truskawkami były dość ciężkie.

Na placu targowym, ciut w bok od głównej ulicy, byłem bodaj najmłodszym sprzedającym. Kupowałem bilet za dwa złote od placowego stróża, rozpytywałem się na giełdzie o ceny dnia i zaczynałem handel. Miałem do wyboru trzymać cenę ustaloną przez zawodowe przekupki, mieszkające w nieodległych, miejskich ruderach, po których dawno już nie ma śladu, albo dać cenę ciut niższą, sprzedać wszystko jak najprędzej i wrócić do domu którymś z przedpołudniowych autobusów.

Właściwie lubiłem to lekkie zajęcie i być może w innych warunkach zostałbym handlarzem czy, jak to się dzisiaj mówi, handlowcem, może którymś z pionierów z epoki szczęk i łóżek polowych, ale w głębokim PRLu kariera nie była nęcąca.

Któregoś ranka przed moimi rozstawionymi na płytach chodnikowych, którymi wybrukowany był plac, koszami, słoikami, jajkami zatrzymały się dwie kobiety. Wtedy wydawały mi się wiekowe, zapewne obie były już po sześćdziesiątce. To co różniło je od zwyczajnych klientek, gospodyń domowych z pobliskich ulic, to strój. I przede wszystkim makijaż. Mocny makijaż, intensywny róż na policzkach, pałające czerwienią usta, podkrślono na czarno powieki. Strój, wyświechtany i zużyty, ale – jak to się mówi – noszący ślady dawnej świetności. Nie potrafię go opisać, szczegóły zatarły się w mojej pamięci, ale pamiętam swoje wrażenia. Nie, te dwie starsze kobiety o zwiędłych policzkach i pomarszczonych, karminowych wargach zupełnie nie pasowały do otoczenia, placu targowego gdzieś we wschodniej Polsce.

Stanęły w pewnej odległości ode mnie, świdrująco mnie obserwując. Mnie, nie wyłożone płody biednego gospodarstwa mojej babci, kiedyś najlepszej gospodyni na wsi. Szacowały mnie od stóp do głów, obie paliły papierosy, a gesty wykonywane kobiecą dłonią uzbrojoną w papieros mają wzmocnioną wyrazistość. Nic tak nie odda pogardy lub podziwu, zachęty i odmowy, jak delikatne skinienie dłoni z papierosem.

Po dłuższej chwili jedna z nich zwracając się do swojej przyjaciółki, ale tak bym słyszał wyraźnie akcentowane każde słowo powiedziała:

- Gdybym tak była pięćdziesiąt lat młodsza...

Kochałem w życiu, byłem – tak mi się wydaje – kochany. Ale nigdy, żadne słowa, żadnej dziewczyny, żadnej kobiety nie zapadły mi bardziej w pamięć.

Teraz, czasami, chciałbym je powtórzyć. Do nikogo w szczególności, tylko by dać świadectwo upływającemu czasowi.

 

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo