Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
505
BLOG

Krzysztofowi Kłopotowskiemu do sztambucha

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Krzysztof Kłopotowski martwi się o kondycję Telewizji Polskiej i udziela obecnemu jej kierownictwu rad i napomnień, które nie zostaną wysłuchane. A oto dlaczego:

Starsi warszawiacy pamiętają Express Wieczorny, popularną popołudniówkę (dziś powiedzielibyśmy tabloid), po którą pod kioskami na chwilę przed czwartą ustawiały się kolejki.

Dziennik, stworzony przez redaktora Rafała Pragę zawdzięczał swój nieustający sukces kilku czynnikom - profesjonalnemu, żywemu redagowaniu, szybkim informacjom, akcjom społecznym integrującym czytelników, ale przede wszystkim brakowi partyjnej propagandy. O nie, to nie była gazeta opozycyjna, interwencje Mysiej 2 były liczne, a w redakcji przechowywano zeszyt ze szczotkowymi odbitkami zarekwirowanych przez cenzurę artykułów i notek - dla każdego szanującego się pismaka powód do dumy zawodowej. W sytuacjach kryzysowych redaktor naczelny mógł się spodziewać nagłego, interwencyjnego telefonu z Wojewódzkiego a nawet Centralnego Komitetu Partii z sugestią, by gazeta przestała wsadzać palce w drzwi.

Ale nie było w niej obowiązkowych w prasie porannej referatów z posiedzeń Biura Politycznego i Komitetu Centralnego, ani sprawozdań słowo w słowo ze zjazdów Partii, były za to najnowsze informacje z kraju i ze świata, a nawet zdarzały się delikatne i zrozumiałe tylko dla wtajemniczonych polemiki z oficjalną linią partii.

I tak sobe lawirując między dyrektywami przychodzącymi z Domu Partii Express Wieczorny służył wiernie swoim czytelnikom. Aż przyszedł rok ów, w którym postanowiono, że gazety oddane zostaną partiom politycznym za friko, jako źródło ich utrzymania. To był jeden z najgorszych pomysłów uczących się na błędach świeżych i niewprawnych polityków demokratycznych. Kto wpadł na ten pomysł, kto go przeforsował o tym nie sposób się dzisiaj dowiedzieć.

Express Wieczorny, jedna z najsilniejszych, jeśli nie najsilniejsza marka massmedialna upadającego PRLu stała się łupem Partii Centrum - z której w swoim czasie wyłonił się PiS. Nazwiska, które wówczas się przewijały wśród jej przywódców są aktualne do dziś. Prezesem, zarówno wtedy jak i dziś, był Jarosław Kaczyński. Miał on już za sobą doświadczenie z prasą. W latach 1989-1990 był redaktorem naczelnym Tygodnika Solidarność, podobnie jak Express Wieczorny niesłychanie silnej marki prasowej. W krótkim czasie zmienił wielobarwny, pluralistyczny profil tygodnika na biuletyn jednej opcji politycznej, zastępująć różnorodność głosów, zapewne zrozumianą przez niego jako kakafonia,  w zgodny chór bigoteryjno-ojczyźniany. Po tym epizodzie menadżersko-redakcyjnym Tygodnik Solidarność nigdy się już nie podniósł z upadku i wiedzie nędzną egzystencję gdzieś na poboczu głównego nurtu, udzielając swoich szpalt między innymi naszemu byłemu koledze, Cezaremu Krysztopie. Z wiodącgo tygodnika opinii TySol zamienił się w swoistego rodzaju salon odrzuconych, gabinet kuriozów publicystycznych i firmament upadłych gwiazd, nazwisk, które kiedyś, kiedyś zapowiadały się i miały krótkie chwile rozbłysku, by pogrążyć się w zapomnieniu. Kto zechce niech sobie wyszuka.

Z krótkiej kariery redaktora naczelnego Jarosław Kaczyński wyniósł naukę. Nie, nie widać, by nauczył się zawodu dziennikarskiego, umiejętności pracy redakcyjnej, merytorycznej oceny testów dziennikarskich, wrażliwości na walor rzetelnego informowania, szacunku dla czytelników i zdolności odkrywania scoopów. Nauczył się czegoś innego - prasa, telewizja w opowiednich rękach staje się doskonałym narzędziem transmisji propagandy partyjnej. Służy do powielania prostego przekazu aż zostanie on przyjęty jako obowiązująca "prawda". Nie był z tym odkryciem ani pierwszy, ani oryginalny, wiedzieli to już przed nim zarządcy propagandy i w komuniżmie i w III Rzeszy. Nie będę kusił się o porównania podobieństw i różnic, czasami wydaje mi się, z krótkiej obserwacji przemiany telewizji publicznej po przejęciu władzy przez obecną ekipę Jacka Kurskiego, Marzeny Paczuskiej, Samuela Pereiry i pomniejszych funkcjonariuszy medialnych, że telewizja prlowska była robiona z większym wdziękiem. Zapewne jest to jedynie efekt oddalenia i nostalgii.

Jarosław Kaczyński mówił otwarcie o swoim rozumieniu, powiedziałbym leninowskim, służebnej roli mediów, na przykładzie właśnie Expressu Wieczornego:

Redaktorem naczelnym został Krzysztof Czabański, który musiał natychmiast zmienić "Express" z popołudniówki na gazetę ukazującą się rano jak "Super Express" i nawet nieźle mu szło. Krzysztof, przy całej mojej sympatii, to jednak dziennikarz. Ogłosił się niezależnym i suwerennym, do czego miał zresztą większe prawo niż ci, którzy uczynili to po nim, bo rzeczywiście przyczynił się bardzo do załatwienia sytuacji finansowej, podczas gdy ja akurat w tej sprawie nic nie zrobiłem. Słysząc o cenie, myślałem, że sobie z nas po prostu kpią.

Nie miało to znaczenia, można powiedzieć, że wszystko było w porządku, ale przyszły wybory, oczekiwaliśmy pomocy "Expressu", a tej nie było. Inne pisma z "Gazetą Wyborczą" na czele, mówiąc wstrzemięźliwie, nie były neutralne, zresztą związki Unii Demokratycznej z "Gazetą" były wtedy wręcz naoczne. Najlepiej to było widać na prowincji. Ponieważ Krzysztof był bardzo uparty, nie mieliśmy wyjścia. Zastąpił go Andrzej Urbański i stanął na wysokości zadania. Powołał "Express Wyborczy" i pewnie temu w dużej mierze zawdzięczamy nasz dobry wynik w Warszawie i wokół Warszawy. Było to jakieś 15-16%, czyli prawie dwa razy więcej niż w reszcie kraju. Na dłuższą metę Andrzej Urbański się jednak nie sprawdził, bo, nazwijmy to tak, poszedł zbyt ostro w komercję. Znów trzeba było wrócić do Krzysztofa Czabańskiego.

 I w ten sposób Jarosław Kaczyński zarżnął w krótkim czasie dwa tytuły, które dostał w swoje ręce, przekształcając je w partyjne wozy bojowe. Wytłuściłem fragmenty iliustrujące zarówno rozumienie Jarosława Kaczyńskiego do czego służy prasa jak i jego podejście do współpracowników. Wydaje się, że Krzysztof Czabański zrozumiał tę lekcję, ale na wszelki wypadek uprawnienia operacyjne do sterowania telewizją narodową otrzymał skuteczniejszy towarzysz, Jacek Kurski.

Teraz Jarosław Kaczyński dostał w swoje ręce telewizję narodową. Nie wierzę, by zmienił modus operandi, który w jego opinii okazał się skuteczny. Powyższy cytat wyjaśnia do czego Kaczyńskiemu służy TVP, tłumaczy jej obecny stan i daje zapowiedż jej przyszłości - upadek.

Ale Jarosław Kaczyński ma szersze plany w odniesieniu do massmediów. Mówił o tym, jak na niego bardzo jednoznacznie choć nie odmawiając sobie uciekania się do tak lubianych przez niego zawoalowanych pogróżek i insynuacji w trakcie wczorajszego spotkania z działaczami partyjnymi w Łodzi:

Prezes J. w : Potrzebna jest reforma mediów, chcemy aby dążyli oni do prawdy, a nie opowiadali się za jedną stroną.


Ale to wam się podoba,prawda?Jak was znam, z utęsknieniem oczekujecie na dzień ostateczne jrozprawy z miediami burzącymi wasz ogląd świata,wasze uprzedzenia, bigoterię, zaściankowość, hipokryzję i punktujące waszą głęboką niemoralność.


Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura