Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
2019
BLOG

Ten rząd kłamie

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Wypadki Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Cechą wyróżniającą sekty jest system inicjacji i lojalności zawierający w sobie elementy odrażające, poniżające, kryminalne, bezsensowne. Nie sztuką jest być w organizacji, która dobrowolnie zawiązuje się dla wspólnego dobra swoich członków i całego społeczeństwa, w której zachowujesz nienaruszone prawo do własnego zdania, krytyki działań i osób i którą można w każdej chwili opuścić bez narażania się na represje. Tego wszystkiego nie masz w sekcie, więc twoje związanie musi być po wielekroć silniejsze, tak by odejście było jak najtrudniejsze, naznaczone lękiem lub wstydem i odczuwanym zagrożeniem, nieważne czy realnym i realizowalnym. 

W wypadku, któremu uległa premier Szydło splotły się dwa motywy, obecne w partii PiS od dziesięcioleci - teorie spiskowe, zamachowe, którymi nierozpoznane wrogie siły sterują zza kulis, z ukrycia, znaczącymi zdarzeniami dotykającymi najważniejszych osób i beztroska beztroska komunikacyjna. Oba nurty znalazły swoje najwyższe spełnienie w teorii zamachu smoleńskiego, który banalną katastrofę lotniczą, spowodowaną, wedle wszelkich wiarygodnych ustaleń, przez osoby, które stały się w jej następstwie ofiarami, zamieniła w orgiastyczną tragedię spisków, zamachów, oskarżeń, insynuacji, podejrzeń, od prawie siedmiu lat zatruwającą życie społeczne w Polsce i powodującą postępującą martwicę kolejnych dziedzin działalności politycznej, społecznej, gospodarczej, kulturalnej, naukowej, na które nakłada się ponury cień podporządkowania obowiązującej od pewnego czasu "religii smoleńskiej" z jej bezsensownymi rytuałami, comiesięcznymi nabożeństwami, wyznaniami wiary, tą ponurą karykaturą obrzędu religijnego.

Wyznania wiary smoleńskiej to właśnie ten rytuał przyjęcia do sekty. Niezależnie od twojego osobistego zdania musisz zapewnić o swojej wierze w zamach, by dostąpić kooptacji. A wtedy gabinety, salony, stanowiska, pieniądze, realna władza są twoje. Być może również seks, nigdy nie należy zapominać o tym źródle napędu ludzkich zachowań. Nawet jeśli jest to seks wyobrażony, potencjalny, urojony.

Wszystko to ma kilka konsekwencji.

Jednym z przyjemniejszych skutków udziału w sekcie jest poczucie przynależności, bliskości, solidarności - przeciwko niezrozumienieniu, wrogości, podstępom zewnętrznego świata, który, zbałamucony i ogłupiony, nie poznał prawdziwej prawdy. 

Innym efektem, doskonale rozpoznanym przez szczególny rodzaj ludzkich kameleonów, arrywistów, oportunistów, karierowiczów - w rodzaju Jacka Kurskiego - jest to co powyżej powiedziano, z dodatkiem, że za deklaracją wiary i uczestnictwem nie stoi żadne inne przekonanie prócz dojmującego pragnienia osobistego dostępu do rogu obfitości władzy, pieniędzy i być może realnego seksu.

Trzecim wreszcie skutkiem jest pogłębiająca się rozpadlina pomiędzy rzeczywistością jaka jest a jej kreacją konieczną dla podtrzymania egzystencji sekty i utrzymania w ryzach jej członków. 

Tę kreację nazywamy - no - nazywamy kłamstwem, manipulacją. Służą do tego programy informacyjne państwowej telewizji, prasa partyjna, dla niepoznaki nazywana niezależną, rzecznicy rządu i partii, znani z nazwiska lub anonimowi (płatni?) propagandziści w mediach społecznościowych, cała ta maszyneria kłamstwa i ułudy, która od jakiegoś czasu kształtuje, albo usiłuje formować, życie społeczne w Polsce. Temu służą dywanowe naloty eskadr propagandowego chłamu, w tym celu usiłuje się Polskę nakryć szczelnym kocem przeciwpożarowym rządowej dezinformacji. Co oczywiście, póki istnieją inne media poza TVP i partyjnymi klonami, jest trudne, niemożliwe do osiągnięcia.

Matką wszystkich zamachów i wszystkich banalnych wypadków komunikacyjnych jest pewne mało znane wydarzenie sprzed ponad 20 lat, tak opisane przez uczestnika, późniejszego demiurga Nowej Polski. Nie czytałem żadnej z autobiografii Jarosława Kaczyńskiego, opieram się na referacie znalezionym w internecie, podanym przez waszą, drodzy czytelnicy, ulubioną telewizję:

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/polityczny-odstrzal/4zq3h

Nakłuć na oponach samochodu Jarosława Kaczyńskiego dokonano specjalnym narzędziem. Z wielką precyzją. W każdym kole po dziesięć. W taki sposób, żeby przy większej prędkości musiały pęknąć. Był 1993 r. i odbywający dużą liczbę spotkań w kraju Kaczyński jeździł szybko. Takie działania wobec Kaczyńskiego i jego współpracowników powtarzały się.

W 1996 r. Jarosław Kaczyński o mało nie zginął. Jechał w okolicach Mławy swym oplem vectra. - Samochód wypadł z drogi przy szybkości 160 km na godzinę - wspomina. - Byliśmy o włos od śmierci, policjanci powiedzieli nam, że przeżyliśmy tylko dlatego, że to niemiecki solidny wóz. Po drodze wyrwaliśmy drzewo z korzeniami. Jak się okazało, ktoś lekko poluzował zawór w kole, by powietrze powoli uchodziło.

Jest w tych dwóch akapiatch, referujących dwa różne wydarzenia, właściwie wszystko co się później po wielekroć wydarzało - szarżowanie, nieprzestrzeganie procedur, ważny pasażer, wypadek i następująca narracja o spisku i zamachu. Narracja kłamliwa, insynuacyjna, nie poparta nawet chuchem dowodu.

Zostawmy katastrofę smoleńską na boku, warto jedynie wspomnieć, że trwające od siedmiu lat "dochodzenie do prawdy wbrew kamieniom rzucanym" przez bliżej nieokreślonych sprawców (niekiedy jednak, trzeba to przyznać, sprawcy są imiennie wymieniani, choć, oczywiście, bez cienia dowodu, bez cienia poszlaki nawet), przyniosło olbrzymie "nic", setki, tysiące stron zabazgranych spekulacjami, zwidami, urojeniami, konferencje, ustalenia, "porażające dowody", symulacje - i "nic". Jedna po drugiej sensacja tygodnia była obalana przez uznanych ekspertów i usuwana do magazynów osobliwości mijających czasów, gdzie zarastają pajęczynami i kurzem, te wszystkie brzozy, których nie było i całe to olbrzymie śmietnisko zarządzane przez obecną podkomisję, której ani nazwy, ani składu nie chce mi się dochodzić, dowodzoną przez szalbierzy i szarlatanów.

Zostawmy to, bo w ostatnich 12 miesiącach byliśmy świadkami powtórek, kopii i naśladownictw zamachu na Jarosława Kaczyńskiego sprzed 20 lat. Rok temu odbył się zamach na prezydenta Dudę, gdy wracał bodaj z nart, kilkanaście dni temu ofiarą zamachu był konwój ministra wojny, który spiesząc się na przedziwną imprezę pod nazwą "Człowiek wolności" o mało nie doprowadził do katastrofalnego karambolu z kilkoma samochodami podstępnie przyczajonymi na czerwonym świetle, a wczoraj miał miejsce wypadek premier Beaty Szydło, spieszącej konwojem do swojego prywatnego domu. Pośpiech, pamiętacie, to było 160 kilometrów na godzinę 20 lat temu i nie ma powodów, by uważać, że tym razem było inaczej. Pośpiech, łamanie procedur i zasad bezpieczeństwa, przyczyny są zawsze banalne. I zawsze, w jakiś sposób zaskakujące. Bo jak to, to oni niczego się nie nauczyli, nie wyciągnęli wniosków, nie zmienili zachowań? No właśnie nie.

Wypadek, wypadkiem ale przerażeniem napełnia spektakl, który rozgrywa się przed waszymi oczyma, spektakl pomówień, manipulacji, kłamstw i insynuacji. 

Otóż prawdziwą katastrofą, której rozmiarów i skutków być może nie jesteśmy w stanie jeszcze ogarnąć, jest, niezależnie od rzeczywistych przyczyn wypadku , niezależnie również od samego wypadku, katastrofą więc dla państwa jest powszechna niewiara w oficjalne wyjaśnienia. Następuje i postępuje rwanie się tej sieci zaufania do instytucji, która jest niezbędna dla funkcjonowania społeczeństwa.

Nie bez podstaw. Ja wiem, że wy w tej chwili jesteście bombardowani sprzecznymi komunikatami, ja mogę sobie odpuścić, wybierając tylko to, co w tej informacyjnej mazi jest istotne. A najistotniejsze jest punktowanie przez publiczność kłamstw i manipulacji władzy. Wymienię kilka z nich:

Według policji samochód poruszał się z prędkością około 50 km/godz. Tymczasem wielu świadków zdarzenia podaje, że prędkość były dużo większa, przeczą oficjalnym "ustaleniom" uszkodzenia pojazdu jak i obrażenia uczestników zdarzenia.

Brak było informacji, że kolumna premier przekroczyła wyraźnie widoczną na ulicy w miejscu wypadku podwójną linię ciągłą, że kolumna wyprzedzała samochód, z którym doszło do kolizji na skrzyżowaniu - tak więc kierowca seicento był prawdopodobnie zupełnie nieprzygotowany, że jakiekolwiek zagrożenie spotka go w tym właśnie miejscu i w tych właśnie okolicznościach. Ja bym spojrzał kilkakrotnie w lewe lusterko, ale ja mam za sobą doświadczenie, że żadna sytuacja nie jest bezpieczna.

Dowiadujemy się również, że nieprawdą były doniesienia, pochodzące z jak najbardziej oficjalnego źródła, jakoby kierowca seicento miał się przyznać do winy, jakoby słuchał głośnej muzyki i nie słyszał sygnału. Kierowca seicento mówił natomiast, że nie miał wglądu i nie otrzymał kopii swoich zeznań, które składał póżnym wieczorem po wypadku, być może w szoku i bez asysty adwokata.

To wygląda bardzo brzydko, jeśli powyższe okaże się prawdą.

A właśnie - obrażenia. Rzecznik Bochenek w swoim wystąpieniu unikał starannie konkretów o tym, jakich obrażeń doznała premier, skupiając się na należytej opiece, jaką nad nią roztoczono. Temu uśmiechniętemu optymizmowi okrągłolicego rzecznika zaprzeczały słowa Jarosława Kaczyńskiego na wczorajszej miesięcznicy o tym, że "poważnie poszkodowana została pani premier" , dementując tym samym bagatelizowanie sytuacji.

Przeczą również słowom rzecznika dramatyczny transport do szpitala w Warszawie i przedłużająca się hospitalizacja. Lekkie obrażenia, nie wymagające nic ponad nałożenie opatrunku i uśmierzenie bólu nie skutkują transportem helikopterem do szpitala stołecznego, oddalonego o setki kilometrów od miejsca wypadku?

Nie dowiedzieliśmy się więc od rzecznika w jakim stanie jest premier, czy jest w stanie sprawować urząd, a jeśli nie, to kto ją zastąpi na okres niedyspozycji.

Wiecie co, w tym przypadku wierzę Jarosławowi Kacyńskiemu, który być może nie uczestniczył tym razem w wykuwaniu oficjalnej narracji i przez nieuwage powiedział prawdę.

Wreszcie mamy sztucznie wytwarzaną mgłę informacyjną, te wszystkie bezsensowne "nie wypada kpić z wypadku", "a bo Radek Sikorski też miał wypadek", pogróżki, połajanki, pouczenia, nakazy posłusznego myślenia. I na szczególnym miejscu piruety erystyczne ministra Błaszczaka i występy pomniejszych pracowników Propagandaabteilung.

Tak, albowiem kooptacja do sekty wymaga podporządkowania się jej opowieści, wymaga wierności jej kłamstwom i wymaga czasami występów w telewizji państwowej z gotowcem wykutym gdzieś w niedostępnym dla publiczności gabinecie. To są niskie koszty.

Pamiętacie wiersz Herberta, który kiedyś tak chętnie cytowaliście, nie zdając sobie sprawy z jego znaczenia? "Potęga smaku". Przypomnijcie sobie go teraz, bo stał się niespodziewanie, po ponad ćwierćwieczu, boleśnie aktualny. 

Z zasady uznaję powoływanie się na literaturę za kicz. Czasami jednak odstępuję od tej zasady. Kicz, ale dzisiejsza rzeczywistość w Polsce jest żałosnym, odrażającym kiczem. 

Zobacz galerię zdjęć:

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości